sobota, 23 maja 2015

Irańska Polska - kiedy nadejdzie nasz czas podsumowania? 



"To władza prowokuje rewolucję. Na pewno nie czyni tego świadomie.

A jednak jej styl życia i sposób rządzenia stają się w końcu prowokacją. Następuje to wówczas, kiedy wśród ludzi elity ugruntuje się poczucie bezkarności. Wszystko nam wolno, wszystko możemy. Jest to złudzenie nie pozbawione racjonalnych podstaw. Rzeczywiście przez jakiś czas wygląda to tak, jakby wszystko mogli. Skandal za skandalem, jedno bezprawie po drugim, uchodzą im na sucho. Lud milczy, jest cierpliwy i ostrożny. Boi się, nie czuje jeszcze własnej siły. Ale równocześnie prowadzi drobiazgowy rachunek krzywd i w pewnym momencie dokonuje podsumowania. Wybór tego momentu jest największą zagadką historii.
Dlaczego wypadł on w tym dniu, a nie w innym? Dlaczego przyspieszyło go to wydarzenie, a nie inne? Przecież wczoraj jeszcze władza pozwalała sobie na gorsze ekscesy , a nikt nie reagował. Cóżem takiego uczynił, pyta zaskoczony władca, że się tak nagle zbiesili? Otóż uczynił: nadużył cierpliwości ludu.
Nieostrożne słowo może wysadzić w powietrze największe imperium, władza powinna o tym wiedzieć. Niby wie, niby czuwa, ale w jakiejś chwili zawodzi ją instynkt samozachowawczy, pewna siebie i zadufana popełnia błąd arogancji i ginie. " R. Kapuściński


Dziś jako że trwa cisza wyborcza mogę jedynie bić się z myślami i liczyć, że podsumowanie ów nadejdzie niebawem. Rok 2015 jest szczególny, okazji do takich podsumowań jest kilka. Jednak jak uczy historia, nigdy nie wiadomo kiedy i dlaczego rewolucja nadchodzi w tym konkretnym dniu i w tym momencie. Nigdy nie wiemy z jaką nadejdzie siłą i czy władza spokojnie zejdzie ze sceny, bijąc się w pierś - choć ta mrzonka niezwykle rzadko ma miejsce, któż bowiem dzisiaj zna jeszcze honor de Gaulle'a?

Dziś ze względu na ten szczególny czas zostawię Wam, drodzy czytelnicy, pole do wysilenia swych szarych komórek - bez tłumaczenia, podsumowania i rozwiązania. Wierzę, że każdy z Was analizując powyższy cytat oraz poniższe dane będzie wiedział co mam na myśli,  a może nawet dojdzie do konkluzji, które dzień rewolucji i lepszego jutra nam przybliżą?

Na usługach władzy



Niektórzy wiedzą, że od dawna, jeśli nie od zawsze, światem rządzi elita, grupa szarych eminencji, które wybierają, kto na szczytach władzy będzie im sprzyjał, czyli będzie "wygodny", a kto nie.

W Iranie w 1941r. Armia Czerwona wespół z wojskami brytyjskimi dokonała interwencji. Głównie ze względu na potrzebę swobodnego transportowania oraz umiejscowienia broni w czasie trwającej wojny. Do tego jednak potrzebny był przychylny władca, w wyniku odpowiednich działań "okupantów" na tronie znalazł się proaliencki Mohammed Reza Pahlawi.
Kiedy już wojska radzieckie i brytyjskie wycofały się z terytorium Iranu, gwarantując suwerenność kraju , sytuacja Irańczyków wcale się nie poprawiła.
Wręcz przeciwnie, młody szach porusza się po swym kraju, jak ktoś lepszy, faktycznie bogatszy i mogący więcej. Właściwie nie pojawia się wśród ludzi, chętniej podróżuje samolotem. Nieszczególnie dba też o sytuację w kraju, skupiając się raczej na własnych uciechach.

Szansa na zmianę 



Nic więc dziwnego, że 28 kwietnia 1951 roku w wyborach premierem zostaje wybrany Mohammad Mosaddegh, człowiek francuskiej formacji myślowej, demokrata i liberał. Największymi wartościami dla niego była wolna prasa czy parlament. A to co dla niego najgorsze to zależność od innych mocarstw i służalczość, jaką gwarantował szach. Dlatego już 3 dni później parlament pod jego rządem, uchwala ustawę o nacjonalizacji przemysłu petrochemicznego. Dzięki temu wreszcie największy skarb Iranu staje się własnością Irańczyków. Znacjonalizowana zostaje również Anglo - Irańska Kompania Naftowa - późniejsza British Petroleum BP. Spodziewać się więc można było, że skutek będzie ten sam co zrzucenie bomby na ówczesną Anglię.

Tak też się stało. Nie trzeba było długo czekać, by Brytyjczycy wysnuli pomysł odsunięcia Mossadegha od władzy. Pomysł w USA zaakceptował Eisenhower, dzięki czemu w roku 1953, czyli zaledwie 2 lata po objęciu rządów demokraty, przeprowadzony został zamach stanu.
13 sierpnia szach wydaje więc dekret zastępujący Mossadegha nowym premierem Zahedim (późniejszy szef tajnej policji torturujący wszystkich przeciwników szacha). W wyniku tego wydarzenia Irańczycy wychodzą na ulicę, szach z małżonką uciekają natomiast z kraju.
W państwie, w którym każdą osobę na wyższym stanowisku można było przekupić operacja nie była trudna. Kolejne masy ludzi zostają podstawiane do tworzenia sztucznych zbiorowisk przeciwko premierowi, prasa tworzy kolejne prowokacje, a wszystko to odgórnie kontroluje CIA.
Aż wreszcie wieczorem 19 sierpnia nowy premier wychodzi z ukrycia, a szach wraca do kraju, członkowie partii sprzyjającej Mossadeghowi zostają wymordowani, a on sam zostaje zesłany do więzienia.
Stany Zjednoczone do dziś nie przyznają się do operacji AJAX i roli, jaką odegrała w niej CIA.


"Czy Pan wie, że przez 25 lat nie wolno było publicznie wymówić jego nazwiska? Że słowo Mossadegh zostało wykreślone ze wszystkich książek? I niech Pan sobie wyobrazi, że teraz młodzi ludzie, którzy - sądziło się - nic o nim nie powinni wiedzieć, szli na śmierć niosąc jego portrety. Ma pan najlepszy dowód, co daje takie wykreślanie, całe to przerabianie historii. Ale szach tego nie rozumiał. Nie rozumiał, że można człowieka zniszczyć, ale to wcale nie znaczy, że on przestanie istnieć. Przeciwnie, zacznie istnieć jeszcze bardziej.[...]

Każda racja dojrzewa długo, a ludzie w tym czasie cierpią albo błądzą w ciemnościach. Ale nagle przychodzi człowiek, który głosi tę rację, nim ona jeszcze dojrzała. I wtedy przeciw takiemu heretykowi powstają siły panujące i rzucają go na płonący stos albo strącają do lochu, ponieważ zagraża ich interesom, zakłóca ich spokój. "


Mossadegh okazał się do końca nieugięty, ostatnie 10 lat swego życia spędził w areszcie domowym, do którego wstęp był wzbroniony i strzeżony przez policję.



Szansa na zmianę wydawało się, że przepadła. Została krwawo stłamszona. Bo racja przyszła za wcześnie. Ale idea Mossadegha zasiana została już w umysłach i tylko kwestią czasu było, kiedy zacznie kwitnąć.


Wielka Cywilizacja i niewdzięczni Irańczycy 



Szach utrzymywał nienaganne relacje z Zachodem, a przede wszystkim Stanami Zjednoczonymi, dzięki czemu, przedstawiany był jako wzór nowoczesnego władcy. Stworzył on Wielką Cywilizację, a zatem rozbudowywał armię i dbał o wizerunek swój i swojego dworu. Głównym sposobem na sukces stało się popieranie szacha i tylko ono pozwalało na dostatnie życie. W taki sposób powstała "naftowa burżuazja", która królowała w kraju. Budowane były więc dla niej wille, każdego dnia samoloty transportowały elity na obiady i zakupy w europejskich stolicach, a co jakiś czas w odwiedziny przyjeżdżały najważniejsze jednostki z Zachodu.

W taki oto sposób Iran w opinii krajów z daleka, krajów nowoczesnych i rozwiniętych, stał się wręcz potęgą, a na pewno państwem, w którym chyba każdy żyć by chciał. I żyć chcieli rzeczywiście - ludzie szacha, tyle wystarczyło, by żyć godnie. Zbędne było wykształcenie czy doświadczanie, wystarczyła przychylność. Przeciętni Irańczycy natomiast, ci oddani tradycjom i kulturze, byli dalece odlegli od wynarodowionej wręcz klasy irańskich VIP-ów.
Na szczytach władzy normalnym stała się korupcja, bogactwo i przepych. Nikt nawet tego nie ukrywał , wszystko realizowane było wręcz na pokaz, bo z tej wyższości właśnie klasa burżujska miała przyjemność największą. O buntach nie było mowy, gdyż policja szacha niwelowała wszystkie głosy sprzeciwu. Pojawiały się przesłuchania, tortury, pobicia - każdego, kto śmiał zgrzeszyć myślą, mową lub uczynkiem, przeciwko szachowi. I tak Wielka Cywilizacja szacha Rezy stała się dla Irańczyków Wielką Grabieżą i Wielką Niesprawiedliwością. .
Ludzie tłamszeni, bici, opluwani stali się tylko planktonem, którym pośrednio lub bezpośrednio żywiła się władza. Ale myśl zmiany co jakiś czas budziła się w ludziach, częściej jednak zasypiała.
Pewnego razu jednak, inauguracja roku akademickiego na uniwersytecie przerodziła się w łapankę, obławę. I atmosfera rewolucji zaczęła rozpylać się w powietrzu. Dyfuzja sprawiła, że lepsze czasy wyobrażane przez Irańczyków wydawały się coraz bardziej wyraziste.


"Kto będzie robić tę Twoją rewolucję? Spytał Mohmud pokazując ich [przechodniów] ręką. Przecież tu wszyscy śpią. Ci sami ludzie - odpowiedział brat. Ci sami, których tu widzisz. Pewnego dnia wyrosną im skrzydła".



I ludzie rzeczywiście zaczęli się budzić, czekali tylko na znak. Pierwsza szczelina w reżimowym systemie pojawiła się kiedy Amerykanie wymogli na szachu wypuszczenie inteligencji z więzień. Niestety jednych wypuszczano, innych zamykano. A wina była jedna - podważanie rządów Wielkiego Szacha.

Wśród ludzi jednak od dawna krążyły tajne, "podziemne" nagrania. Nagrania nawołujące do zmiany, do zjednoczenia się. Nagrania dające siłę i nadzieję. Nagrania Chomeiniego.
Ten człowiek stał się mocą, uosabiał wiarę w prawdziwy Iran Irańczyków. A kiedy władzy zagrażał zbyt mocno, a jego działalność, była nie do zatrzymania, spróbowano sprawdzonego chwytu - dyskredytacji. Opisano go w prasie jako obcego przybysza, człowieka odległego, dla którego miejsca w Iranie nie ma.
I oto pojawił się znak. Irańczycy obudzili się, a skrzydła ich nareszcie wyrosły. Bo władza popełniła błąd arogancji i ... ginie.
Udręczony człowiek, nawet jeśli to cały lud,  a może zwłaszcza wtedy... w pewnym momencie przełamuje strach i już się nie boi. Gdy to następuje czuje się wolny, a wówczas... żadna siła nie powstrzyma rewolucji. 


"Ale ilu jest takich? [honorowych władców] Inni będą płakać,  a nie ruszą się, zamęczą naród, a nie drgną. Wyrzuceni przez jedne drzwi, wrócą drugimi, zrzuceni ze schodów, zaczną wczołgiwać się ponownie. Będą tłumaczyć się, płaszczyć, kłamać i kokietować - byle zostać, albo - byle wrócić. Będą pokazywać ręce - proszę, nie ma na nich krwi. Ale sam fakt, że trzeba te ręce pokazać, okrywa najwyższą hańbą. "



Mówi się, że gdy szach opuszczał swój pałac - płakał. Płakał i tłumaczył w wywiadach, że jego pozycja nie jest tak dobra jak się wydaje, a pieniędzy znów nie tak dużo.



"Jakie to wszystko żałosne, jakie marne".












środa, 20 maja 2015

Polityk prawdziwy, polityk zmyślony, czyli mała pigułka na uczucia wyborców 

Fakt, że politycy posiadają cały sztab fachowców od kampanii, wizerunku, wypowiedzi, wymowy, przemówień etc. etc. ..... każdy wie. Nie jest to absolutnie nic zadziwiającego. 
Po wczorajszym programie Kuby Wojewódzkiego, kiedy zupełnie spontanicznie, zaproszony został najbardziej spontaniczny polityk kraju,  nie  mogłam wytrzymać, by mniej lub bardziej trafnie nie spróbować przeanalizować tego, co z Towarzyszem Komorowskim dzieje się podczas kampanii. 

Spontanicznie i szczerze


Wydawało by się, że spontaniczność pana prezydenta to kpina. Absolutnie nie! Mówię zupełnie poważnie. Nie ma chyba bardziej spontanicznego polityka na naszej scenie... Bo czy ktoś inny nie zastanawiając się, na pytanie młodego chłopaka, co jego siostra ma zrobić, gdy nie stać jej na zakup mieszkania, odparłby tak luzacko, "na spontanie" - wziąć kredyt ? Czy kogoś innego stać na spontaniczną pomyłkę województwa lubuskiego z wielkopolskim w trakcie spotkania ze strażakami (w lubuskim)? 
Z jednej strony spontaniczny prezydent, a z drugiej zaś sztab ludzi, którzy tę spontaniczność próbują ukrócić, bo razem z nią te wybory raczej wygrane nie będą. Choć może ktoś doceni pana Bronisława K. za szczerość... w końcu zbyt często w jego wykonaniu tego nie doświadczamy. 

W wielu przypadkach "kropla drąży skałę" i tak jest też w moim. Manipulacji i prób ocieplania wizerunku kandydata Platformy od dawien dawna jest wiele, niejedna była bardziej podła i bardziej ewidentna niż ta z wczorajszego wieczoru - bo ta znów oczywista nie jest i być może nawet mylę się w swym osądzie. Jednak własnie po tym programie mój ocean goryczy przelał się i wylewa się na tym tutaj o -- mini blogu. 

Powrót do przeszłości - czyli jak PO sfingowało nienawiść do PiSu


Zacznijmy od dawniejszych czasów, by wprowadzić czytelnika w odpowiedni nastrój... choć uwaga! nie powiem tu absolutnie nic zaskakującego, dla tych co buszują po internecie każdego dnia. 
Niedawno odkryta suflerka pana K. (swoją drogą niezła kompromitacja już nie tyle ciepłego wuja, co jego całego sztabu "profesjonalistów"), Jowita Kącik okazuje się być specjalistką od manipulacji w mediach - szczerze mówiąc nie bardzo mnie to dziwi, bardziej już to, że taka z niej specjalistka, że jest na ustach całego narodu i większości brukowców, bynajmniej nie z powodu swojego profesjonalizmu. To jest jednak taką przystawką przystawki. 
Dalej bowiem internauci odkrywają, że "wariatka spod krzyża" Joanna Burzyńska stoi sobie uśmiechnięta z panią suflerką. O Andrzeju Hadaczu wspominać nie trzeba. Z perspektywy czasu, kiedy to Joanna spod krzyża uznawana była za obraz obłąkania pisowców i przykład tego co stanie się gdy ci fanatycy dojdą do władzy, wszystkie te osoby wydają się być przerażającą wizją manipulacji. Manipulacji tym ohydniejszej im bardziej skutecznej. Bo czy nie pomyślałeś/aś choć raz, że PiS to fanatyczni wariaci? że przykują Cię do krzyża jak będziesz głosił własne poglądy? A może myślałeś, że podpalą Polskę? Przecież za podpaleniem budki pod ambasadą rosyjską też wstępnie miał stać PiS... A dziś czego się dowiadujemy? Że przypadkiem, kto wie, cóż... a może to Pan Sienkiewicz? I bynajmniej nie ten od Krzyżaków, będąc już w temacie ognia i krzyża, a raczej ten od ABW i największej chyba od '89 afery tego typu. Wyszła na jaw taka informacja, ale od czego są manipulacje? Nikt (moi drodzy, nie mało kto... NIKT), żadna stacja telewizyjna tego tematu nie poruszyła! Żadna! 
Przypominając tylko na marginesie śmieszną i nic nie znaczącą aferę podsłuchową, szanowny Pan Sienkiewicz wcale nie poszedł do więzienia i nawet nie ma procesu karnego czy chociaż postępowania wyjaśniającego. Za to od lutego 2015 r. pełni on funkcję dyrektora Instytutu Obywatelskiego, think tanku powołanego przez PO.  Nie martwcie się więc o jego sytuację i dobrobyt, u Bartka wszystko spoko. Ale wróćmy do naszego teatru. 
Teatr życia stał się prawdziwym teatrem, a jak się możemy domyślać duet Aśka&Andrew wynajętymi aktorami. Oczywiście nie ma jeszcze dowodów na to, że sztab, tudzież służby towarzysza K. opłaciły Joannę Burzyńską i Andrzeja Hadacza, ale wystarczy tylko trochę zdjęć, by wysnuć odpowiednie wnioski. Z resztą... po co jakiekolwiek dowody? Przecież w tym kraju, obecnie, TACY ludzie i tak są bezkarni, ewentualnie ktoś odpowiada za przekręty samobójstwem, tudzież samobójstwem seryjnym, jak to ma miejsce w krajach postsowieckich.. ekhm... klasycznie, chce się rzec. 

Będąc już więc w temacie teatru i utrzymując klimat grozy - w końcu nie każdego dnia dowiadujesz się, że świat, w którym żyjesz to polityczny matrix, bo jacyś ONI robią Ci wodę z mózgu - przejdźmy do mniej drastycznych faktów, związanych już bardziej z manipulacją niż totalnym oszustwem. 

Debata prezydencka - czyli co możesz zrobić, gdy Twój kandydat przegrywa


Warto wspomnieć w tym miejscu o debacie jaka rozegrała się między kandydatem Dudą i kandydatem Komorowskim. Opinie, że debata była wyrównana, z lekką przewagą tego drugiego, wręcz mnie dobiły. Okazuje się, że albo 80 minut to czas wystarczający, by omamić polskie społeczeństwo, co stawia naszą inteligencję pod dużym znakiem zapytania, albo media i sondaże są naprawdę, ale to naprawdę ślepe na prawdę, za to otwarte na pieniążki i poleconka... 
To było bowiem 80 minut czystych socjotechnik. Pełna manipulacja rodem z nazistowskich lub sowieckich klimatów. Ciągłe powtarzanie kłamstw dobitnie, kilkukrotnie, tak , by wyjęte z kontekstu i tak miały znaczenie i tak rozbrzmiewały, puste slogany, ale jednak, w myśl zasady kłam ile wlezie, zawsze coś zostanie... Zdaje się , że to frazes Goebbelsa ? Przerywanie kandydatowi Dudzie w każdym możliwym i niemożliwym również momencie to tylko próba zbicia go z tropu, niestety kilkukrotnie nawet skuteczna. 
W końcu potem chętnie powtarzane były hasła, że Duda to niedoświadczony, zagubiony dyskutant, który nie miał wiele do powiedzenia. A co właściwie miał powiedzieć na zarzuty typu "a pan zajmuje etat na uczelni" - swoją drogą na bezpłatnym urlopie, wiec takie to zajmowanie, ratujące polskie miejsca pracy i w ogóle polską gospodarkę. 
Największym jednak trikiem, który mnie zdumiał i chyba nie tylko mnie, bo i prowadzący zadziwieni byli wręcz tym występkiem, był numer z kartką. Nic bardziej istotnego w tej debacie  stać się nie mogło. 
Co zobaczył przeciętny widz, który na co dzień ma głęboko w poważaniu politykę? 1) Pan prezydent, rządzący od 5 lat, a od przeszło 25 na scenie politycznej, dbający o bezpieczeństwo kraju i walczący o wolność (nawet w więzieniu siedział! tak się poświęcał!) mówi, że kandydat Duda kłamie! Kłamie bezczelnie i perfidnie! 2) Szanowny prezydent powtarza tezę kilkukrotnie, dokładnie w takim samym brzmieniu. Zdaje się, że pytając dlaczego Duda okłamuje wyborców 3) To najlepsze! Rzuca kartką na potwierdzenie swojej tezy. Na kartce ma być natomiast dowód na zmianę poglądów z wyborów na wybory pana Dudy, wyciągnięty z portalu mamprawowiedziec.pl . Wiadomym jest, że duża część społeczeństwa, a "debatę" oglądało naprawdę wielu, nie sprawdzi następnego dnia, że serwis jest współtworzony przez córeczkę tatusia, czyli Zosię Komorowską, i że chwilkę później pan Karolak wesołym głosem oznajmia, że serwery portalu padły, bo wszyscy tak bardzo na nie napierali. I co się stało? Został tylko frazes o tym, że Duda kłamie, a prezydent ma na to dowód. Smutne, ale tak to wyglądało. O słowach Dudy "nigdy niczego takiego nie mówiłem" myślę, że wielu nawet nie pamięta. 

Strategie sztabowców, czyli jak ocieplić polityka


Każdy sztabowiec z pewnością wie, że istnieje kilka strategii ocieplania wizerunku kandydata. Strategie te mniej lub bardziej zakładają lub może bardziej implikują w pewien sposób kontrolę mediów. Zasadniczo w naszej "wolnej" Polsce nie ma za bardzo co kontrolować, bo wszystkie duże media są mocno związane z partią władzy, no może poza Polsatem, o którym opinie są różne, a który jak się okazuje znów takiego wielkiego przebicia nie ma... Prym mimo wszystko w relacjonowaniu w odpowiedni (właściwy dla PO) sposób najistotniejszych wydarzeń w kraju (a czasem właściwie nierelacjonowaniu i zastępowaniu sałatką czy jakąś tam inną ważną drobnostką) wiodą TVP i TVN. 
Strategie, o których wspomnieć przy kampanii, zwłaszcza Komorowskiego, na pewno należy to :
- strategia wizerunku zapośredniczonego - tutaj właśnie wyborcy poznają kandydata za pomocą mediów, to one kreują pewną wizję; w naszym przykładzie mając za sobą dwie główne telewizje, nawet nie trzeba tłumaczyć jaką rolę odgrywa ta strategia i jak bardzo jest łatwa do wprowadzenia w życie, 
- strategia wizerunku teatralnego (niespontanicznego) - i tutaj mimo spontaniczności kandydata K. z początku artykułu, trzeba przyznać, że sztab wykonuje kawał dobrej roboty: badania, sondaże - raz dobre dla Bronisława, co by ludzie szli glosować, bo warto - raz dla kontrkandydata, co by uśpić czujność, zawsze odpowiednio celujące w konkretne wydarzenia i tzw. tło wyborcze, do tego przemówienia pisane na każdą okazję, kiedy nawet "cieszę się" jest wyrazem emocji twórcy pisma, nie samego prezydenta i ogólnie mnóstwo karteczek (jak choćby na debacie) . 
- strategia wizerunku prywatnego, domowego - tutaj Komorowski daje już pełen popis: myśliwy, 5 dzieci, wnuki i jeszcze pan Wojewódzki wspomina, jak było super, kiedy te dzieciaki zobaczył, jakie to rodzinne, ciepłe uh uh uh, już czuję zapach placka, który piecze pani Ania, rozmarzyłam się... 
- no i na koniec mamy jeszcze strategię wizerunku popkulturowego, niekiedy nawet celebryckiego i tu genialnie wpisuje się program Kuby Wojewódzkiego, ale nie tylko. W tym miejscu warto wspomnieć także o gadżetach wyborczych, nie jedynie w postaci znanych wszystkim smyczy, koszulek, długopisów i ulotek, ale również obrazach, które mają zapamiętać przypadkowi ludzie - kto stoi za Dudą, Kaczyński w masce Dudy - przy poprzednich wyborach takim trikiem była twarz znów Kaczyńskiego z nosem Pinokio i dopiskiem "oszukał wyborców". W przypadku tej strategii pojawiają się także twarze wspierające i to twarze nie byle jakie - 5 lat temu byli to Szymborska, Olbrychski, Wajda, Bartoszewski, Korzeniowski czy Hołowczyc (i oczywiście wielu innych) - tym razem natomiast komitet honorowy tworzy przeszło 200 nazwisk osób popularnych i lubianych, na czele ze znanymi z poprzedniej kampanii Wajdą czy Korzeniowskim, ale także nowymi Karolakiem czy Gortatem, który nawet dodaje, że ceni tych , którzy grają fair play. 

W tym miejscu już śmiało mogę przejść (nie robiąc z czytelnika "półinteligenta" - wnioski już każdy odczytać potrafi) do najmniejszej wydawałoby się sprawy czyli tego feralnego programu, który tę lawinę żali we mnie wywołał. 

Mózgopranie u Wojewódzkiego*


Słowem wstępu, warto mieć świadomość, że w normalnych warunkach takie "spotkanie" śmiem twierdzić, nikomu do głowy by nie przyszło. Bo jak naczelny błazen tego kraju w najbardziej ściemniarskiej telewizji (to akurat plus dla Bronka) miałby zaprosić prezydenta? Musiałby się pilnować, nie bluźnić, nie zapraszać "wodzianki", nie szargać nerwów rozmówcy i ogólnie ujmując trzymać nogę na hamulcu... Myślę sobie, że nie o to chodzi w programie Wojewódzkiego i nie takich gości lubi sobie zaprosić. A i dla Bronka, normalnie ... czy to wypada? Nie tyle to moje pytanie, co samego Bronka. Bo przecież, gdy Duda wyszedł rozdawać kawę ludziom pędzącym do pracy w poniedziałkowy ranek, już pierwszego dnia po wygranej w I turze, prezydent był oburzony - doradcy także - prezydent? kawę? na ulicy? Farsa! To ja się pytam w takim razie... Prezydent? Wojewódzki? Czyż to nie farsa większa? 
No nic... stało się. Jest! 
Prezydent tego kraju! - jak zapowiedział hucznie Pan Wojewódzki zacnego gościa - w obliczu czego drugi gość Paweł Domagała lekko , acz zauważalnie odsunął się i wycofał, nawet na sofie nie zbliżając się do polityka. 
Nim zaczął się program pomyślałam sobie, że to świetny sposób dla Bronka - wypaść dobrze w programie człowieka uznawanego za chama bez jakichkolwiek zahamowań... Łatwo byłoby o wnioski ... skoro Wojewódzki nie zapytał, skoro Wojewódzki uznał...itp... wbrew pozorom ten program potrafi być opiniotwórczy. Dlatego właśnie obawiałam się, że zostaną zadane niby to "trudne" pytanka, co by to wyglądało na "prawdziwego, szczerego" Kubę, który nawet prezydenta nie oszczędził, a z którymi Broniu, jako doświadczony mąż stanu świetnie sobie poradzi i zaciągnie kolejnych widzów TVNu do urn w nadchodzącą niedzielę. 
W tej kwestii nie pomyliłam się - może nie sądziłam, że pytania będą takie (choć jestem przekonana, że sztab Bronka dostał je wcześniej, bo odpowiedzi były zbyt szybkie i zbyt trafione, jak choćby fragment o zdolnościach narciarskich A. Dudy - Komorowski, który nawet swojego Twittera nie prowadzi, nagle ogląda filmiki na necie jak Duda jeździ na nartach, jasne... nawet ja tego nie widziałam) i że bądź co bądź w niektórych sytuacjach Bronek umie zachować się luzacko, nie paląc tym samym mega gafy za każdym razem (choć i bez tej się nie obyło). 
Na pewno ciepłym momentem był sam początek, kiedy to Komorowski podając rękę Domagale z uśmiechem na ustach stwierdza, że przykro mu , że będzie musiał siedzieć koło polityka , ale ma nadzieję, że jakoś dadzą radę. Wbrew pozorom zabawnych momentów z dystansem kilka się pojawiło, dlatego jak na moje oko (oczywiście żadnego znawcy) było to ocieplenie wizerunku level hard. Naprawdę niezła zagrywka, aż trudno uwierzyć, że wyszła ze sztabu Bronia. Nawet o Krzyżakach dowcip się udaje, by wreszcie zacząć ciąg dalszy mózgoprania. 
Na dzień dobry Kuba stawia tezę, a jak to teza ma w zwyczaju służy temu, by ją udowodnić lub obalić. Tak czy siak odbiorca ma otrzymać odpowiedź na swoje pytanie, którego wprawdzie nie zadał, ale jest jak tajemnica Poliszynela (wszyscy zadać zamierzają), ale nie jest ono znów z kalibru tych bardzo trudnych i bardzo ważnych. 
"Dla wielu zaproszenie Pana do programu jest już deklaracją poparcia, a nie zaproszeniem do rozmowy [...] więc czy w tym czarno - białym świecie, rozmowy w ogóle mają jeszcze sens?" pełen obaw i rozterek dopytuje Kuba. Nie mniej zatroskany prezydent oznajmia, że rozmowy zawsze mają sens, zwłaszcza przekonywanie się wzajemne i dalej mówi o znaczeniu wyborczym rozmów. Niebywałe, bo wszyscy pamiętamy, jakie wręcz błagania kierowane były do Komorowskiego w I turze i sensu rozmów prezydent z dziesiątką kontrkandydatów nie widział. Nie widzi również teraz, kiedy na debatę zaprasza Paweł Kukiz, ten bowiem ma się zdecydować czy chce być "politykiem czy obywatelem". 
I choć pada niewinna uszczypliwość odnośnie wieku ze strony Wojewódzkiego, to chyba tylko po to, żeby przypomnieć naiwniakom przed telewizorem , że to wciąż ten sam Kuba, który jeździ po każdym gościu jak po łysej kobyle - mam nadzieję, że naiwnych za dużo się nie znajdzie, a cała reszta zauważy tę patologiczną wręcz farsę, w której niczym  u Mrożka, każdy udaje, że zna swoje miejsce... 
Kiedy wreszcie pada pytanie z cyklu trudnych... o suflerkę, okazuje się, że odpowiedź na to pełna jest ciepła i szczerości, a prezydent jest "tylko człowiekiem", bo każdy w tłumie ma taką osobę, żeby wiedzieć gdzie idzie itp. Z całym szacunkiem, ale ja jak jestem w tłumie to niestety nie mam suflerki, może gdybym miała nie przewróciłabym się w ostatnim czasie, drąc ulubione spodnie na samym kolanie... mniejsza z tym, takie przywileje tylko dla prezydenta. 
W tym miejscu pojawia się złośliwość Komorowskiego, w postaci przypomnienia, iż jemu przynajmniej nikt nie mówi kiedy ma pocałować żonę. Ja wiem, że ładnie się sprzedają takie banialuki i fajnie powtarza się frazesy o tym, jak to troglodyta Duda nie domyślił się, by okazać czułość, ale warto by było spojrzeć na fakty. Pani Beata Szydło faktycznie instruuje Dudę, ale nie w temacie pocałunku, tylko zmiany miejsca, w którym się znajdował. "Idź, stań tam koło nich" - brzmi wypowiedź Szydło. Nie widziałam ani jednego nagrania, w którym Duda otrzymuje polecenie całowania żony, ale może zbyt mało siedzę "w sieci". Tak czy inaczej instrukcja po wygłoszonym przemówieniu, gdzie ma stanąć w małym zamieszaniu, to chyba jednak co innego niż wyśmianie niepełnosprawnej, a następnie po haśle "przytulmy panią, zaprośmy panią" zaproszenie jej na wizytę z prezydentem. 
W czasie programu dowiadujemy się też, że  Wojewódzki "załatwił" nam legalizację marihuany i pracę dla młodych, bo prezydent "odpalił" program. Wszystko utrzymane w klimacie super, extra, cool, więc prezydent okazuje się równym gościem. A już zwłaszcza, gdy żartuje, że powinien Kubie przynieść w prezencie wypchaną kaczkę - szczyt dowcipu i luzu, poziom godny prezydenta. 
Oczywiście Wojewódzki nic nie przesądzał zapraszając Komorowskiego do studio, ale w między czasie wśliznął parę uwag o tym jak prezydent powinien zachowywać się, by wypaść lepiej, aż wreszcie na koniec oznajmił, że największą jego zaletą jest to, że nie jest Andrzejem Dudą. "Andrzejowi Dudzie prezydentura jest tak potrzebna jak łysemu suszarka" żartuje prowadzący i niestety żart ten przerósł moje zdolności intelektualne. 
Po obejrzeniu programu - 20 krótkich minutek - widzimy wiele metod wpływania na odbiorcę i gdyby nie to, że próbują sprzedać nam prezydenta i to na dodatek przeterminowanego, 5 lat po gwarancji tylko w odkurzonym opakowaniu, to byłoby to niezłe lokowanie produktu, niestety nikt nie uprzedził o tym widza.

*odcinek do obejrzenia tutaj :













Dlaczego nie żyjemy w wolnym państwie?


Czy ktoś łudzi się jeszcze, że to nie jest prawdą?

Pierwsze (właściwie nie pierwsze, ale może najbardziej namacalne)  dowody na to mieliśmy w roku 2012, kiedy to nasz rząd przemycił między wierszami ustawę gwarantującą nam pokrótce cenzurę w sieci. Tak, mam na myśli ACTA. Internet zawrzał, a później usłyszeliśmy, że banda gówniarzy robi hałas bez powodu.

Dziś znów słyszymy ludzi, którzy uważają się za właścicieli naszego Kraju, a zatem i nas samych w pewnym stopniu, a ci, marzący o wolności prawdziwej są znów... gówniarzami.
Bo to właśnie Adam Michnik nadmienił w swojej niedawnej wypowiedzi, po I turze wyborów, kiedy okazało się, że jego Sekretarz Generalny czyt. Bronisław Komorowski wynik ma słabszy niż oczekiwania, prezydentura wcale w kieszeni nie jest, a niezwykle silną pozycję osiągnęli zbuntowani, wściekli na obecną sytuację i rządni wolności wyborcy, że nie odda Polski gówniarzom.

Gala Lewiatan, nagroda dla Adama Michnika za ODWAŻNE MYŚLENIE. Cóż, musiał wczuć się w konwencję wydarzenia - spróbował pomyśleć i to nawet odważnie. Wyszło jak wyszło : "Nie oddajmy Polski gówniarzom". Gówniarze chętnie odpowiedzieli "sami sobie weźmiemy", a ja jako jeden z tych gówniarzy, może na Pana Kukiza nie głosowałam, ale marzę o wolnej Polsce równie mocno i dostrzegam patologie, których choroba lemingów niestety dostrzec nie pozwala, smucę się jedynie, że cała ta sytuacja oczywiście została przemilczana przez media obiektywne i opiniotwórcze zarazem, jak szacowna Gazeta Wyborcza.

Dzisiejsza władza (nie da się bowiem myśleć, że Pan Michnik obozu obecnej władzy nie reprezentuje) prezentuje właśnie taki szacunek do obywatela. Tyle jest własnie dla niej obywatel - gówniarzem, co gorsza przeszkadzającym. Bo przecież potrzebni jesteśmy tylko, by płacić podatki i składać pokłony. Trochę przypomina mi to dwa obrazy - pierwszy, oczywisty : George Orwell "Rok 1984" porównanie obecnej sytuacji z tym dziełem , pojawia się regularnie i drugi, może bardziej wyszukany, a jednak intensywnie analogiczny: Iran - czasy rządów szachów z dynastii Pahlawi  - tu warto nadmienić, że rewolucja nadeszła i u nas też nadejdzie. Może jeszcze nie dziś, ale kiedyś na pewno.

Najpierw gówniarze wkurzyli się za ACTA (bezczelni  i krnąbrni nie pozwolili sobie odebrać wolności przemyconej gdzieś między leśnictwem i rybołówstwem, przypadkowo pewnie tak bliskim obecnemu prezydentowi), teraz gówniarstwu znów nie pasuje władza.
Władza jednak tak bardzo boi się tej gówniarskiej siły, że musi utwierdzić nas w tym, że państwo nasze od dawna wolne nie jest, a nawet osobiście pokusiłabym się o pogląd, że wolne nigdy nie było, a jedynie kilka/kilkanaście osób dołożyło wszelkich starań i wykonało, szczerze przyznaję, kawał dobrej roboty, próbując wmówić Polakom, że kraj nasz wreszcie wolność otrzymał, wywalczył! Cóż, mniej lub bardziej przez te 25 lat pogląd ten udawało się utrzymać. Komuś jednak puściły nerwy i okazało się, że już lepiej wyjść na ograniczającego wolność niż kompletnego zbrodniarza.

I tak w dniu dzisiejszym 20-05 okazuje się, że program w telewizji PAŃSTWOWEJ zostaje zdjęty z anteny wyłącznie dlatego, że jest niebezpieczny dla władzy. [tudzież tego kto za tą władzą stoi, może dlatego tak łatwo było wymyślić spot "kto stoi za Dudą" mając tyle za paznokciami?]

Pan Pospieszalski zaprosił bowiem do programu "Bliżej" lidera siły gówniarzy. I wydawało się przez chwilę, że to przez ten fakt nastąpiło zawieszenie emisji, ale cóż to? Pan Pospieszalski okazał się wolnym człowiekiem, nietrzymającym chyba kurczowo stanowiska (bo przyszlość jego przy "tym" rządzie raczej słaba) i nie zważając na interesy tychże "mocarnych" przedstawił światu powód prawdziwy.

Pospieszalski przyznaje, że początkowo sądził, iż przyczyną zawieszenia programu było zaproszenie Pawła Kukiza, ale okazało się, że powód jest inny.
Dziś w głównym wydaniu „Wiadomości” zostało przeczytane oświadczenie i przeprosiny władz TVP za nasz ostatni odcinek, gdzie wskazują że podobno dopuściliśmy się złamania zasad współpracy z TVP i nierzetelności dziennikarskiej, a przypomnę, tematem były relacje Bronisława Komorowskiego z ludźmi WSI, czyli ludźmi szkolonymi przez sowieckie GRUMówił o tym w wypowiedzi Romuald Szeremietiew i wskazywał na te niebezpieczne związki Wojciech Sumliński - autor książki pod tym tytułem
— przypomniał Pospieszalski.

Czy to wystarczający dowód na to, że nie żyjemy w Państwie wolnym? Są pewne sprawy, o które pytać nie wolno, o których mówić nie można.
Nie tak dawno, w ubiegłym tygodniu młody blogger zadał pytanie Bronisławowi K. o jego spotkanie z Rosjaninem Nikołajem Patruszewem , pomijając jak wielką reklamę zrobiono chłopakowi i PiSowi w sumie również (poniekąd) to media kazały nam wysnuć jeden prosty wniosek.

Zanim Prezydentowi zadaje się pytanie, należy się najpierw wylegitymować, odkryć z jakiego jest się ugrupowania,  uprzedzić o pytaniu, a dopiero wówczas Ekscelencja Bronisław podejmie decyzję czy warto ów pytania wysłuchać czy nie jest to broń Boże wielki atak, manipulacja, próba podpalenia i kąsanie po łydkach. O odpowiedzi nie ma co mówić, bo po tej ogromnej aferze jaką Kossakowski swoją osoba wywołał, jako rzekomy agent i aparatczyk PiSu, do tej pory jej nie otrzymaliśmy.

Co więcej, przy debacie telewizyjnej, do której Towarzysz K. stanął wreszcie z Andrzejem Dudą, ten ostatni nie zadał pytania o WSI, Pro Civili itp. Czyżby telewizja rzekomo POLSKA też tego zabroniła? A może z kultury sztab Dudy nie chciał wyciągać brudów... Na to pytanie nie poznamy pewnie odpowiedzi, choć pozostało jeszcze kilkadziesiąt godzin do wyborów i przynajmniej jedna jeszcze debata, więc kto wie, może te pytania wreszcie padną.

Dla tych którzy chcą stwierdzić, że to bajki i brednie, polecam książkę Pana Sumlińskiego, o której wszyscy wiedzą, a której zakup przez chwilę byl intensywnie utrudniony, do tego stopnia, że na stronie internetowej empiku, widniał napis informujący o wznowieniu sprzedaży dopiero od 25 maja czyli po wyborach. Książkę będę przytaczała, więc proszę o cierpliwość.

Dowodów na to, że w naszej wolnej Polsce, wolności jest jak na lekarstwo możemy mnożyć, wystarczy porównywać tematy poruszane w sieci z tymi poruszanymi w mainstreamie . Szukajcie a znajdziecie - to najlepsza puenta na zakończenie tego szybkiego przemyślenia z ostatnich dni, do którego tak czy owak skłania kampania prezydencka. Bądźcie uważni i ostrożni w swoich ocenach ;) Zwłaszcza włączając TVN ;)